Sosnowiec lata 60.
Ludzie na szarych ulicach, upchani w pochody i bezbarwne ubrania. Ale młodzi zawsze znajda cos dla siebie. Nie wiadomo jakim cudem, dziewczyny potrafią wyczarować szałowy ciuch. Na prywatkach bawią się beztrosko. Słuchają muzyki z radia Luxembourg. A kiedy znajdzie się ktoś taki jak Jurek Sielańczyk i przyniesie fantastyczna płytę ...
Czteropiętrowa kamienica z czerwonej cegły. Właśnie do tej kamienicy, do mieszkania na parterze przychodził Jurek. Przychodził do mojej starszej siostry Basi, która ze swoistą charyzmą, papierosem w ustach przyciągała jak magnes.
Ja byłam małą dziewczynką i czujnym obserwatorem. Jurek był szczupły, wysoki i zawsze pogodny. Przychodził do Basi z cudownymi płytami, czasem z kwiatkiem. Na kuchennym piecu opalanym węglem w dużym garnku tanie wina zamieniały się w ciepły, pachnący napój.
Oczywiście wszystko działo się pod nieobecność rodziców. Nasłuchałam się w dzieciństwie dobrej muzyki dzięki Jurkowi. Dziś nie ma już Basi, Jurka i pewnie wielu takich ludzi jak oni. Ci, którzy zostali rozbiegli się po świecie.
Czerwona kamienica podobno stoi niezmiennie …
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz